niedziela, 28 maja 2017

Krew, rany i ból

        Idziesz sobie spokojnie przez swoje życie. Jesteś szczęśliwy, ponieważ wszystko zdaje się układać. W każdym dniu widzisz coś dobrego, coś co wywołuje uśmiech na Twojej twarzy. Jest dobrze. Niestety, zaślepiony obrazem dóbr i dostatku, nie zauważasz kamienia na swojej drodze. Wielki, ogromny, z zaostrzonymi krawędziami. Zbliżasz się do niego, niczego nie świadom. Potykasz się. Upadasz. Z Twojego kolana zaczyna sączyć się krew. Jest czerwona, ciekła i wciąż ciepła jak Twe ciało. Czujesz ból, srogi i mocny. Nie wiesz co się właśnie stało, ale po chwili zaczynasz sobie to uświadamiać. Ale jak to mogło się stać? Przecież było tak dobrze. Nie umiesz się podnieść. Leżysz sam otoczony krwią... 


    Krótki i trochę nie na miejscu wstęp. Mogę tylko powiedzieć, że tak w przenośni obrazuje się moje aktualne życie. Coś mnie natchnęło, by właśnie w taki sposób rozpocząć pisanie mojego nowego bloga. Czuję, że ten rodzaj zajęcia swojego czasu, pomoże mi wypełnić jakże wielką czarną i mroczną dziurę w moim sercu i duszy.
    Lecz może od początku. Kim ja w ogóle jestem? Jestem człowiekiem jak każdy inny. Jestem jak Ty, jak tamta dziewczyna i jak tamten chłopak. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Czuję się potrzebna i kochana i chcę się spełniać. Niestety, ale w moje życie wdarło się nieszczęście. Na czym ono polega? Przecież jestem szczęśliwa, kochana i spełniona! Przecież napisałam to parę linijek wcześniej. Czemu sama teraz sobie zaprzeczam? Tak, jestem szczęśliwa, ale szczęście jest przytłumione przez gniew, rozpacz, smutek, niezrozumienie i samotność.
     Szłam sobie spokojnie przez moją własną (wydającą się dobrą i szczęśliwą) drogę życia. Byłam tak zapatrzona przed siebie, rozmyślając o planach jakie niesie moja podróż tą drogą, ciesząc się że tu jestem. Aż w końcu niczego nie świadoma, znikąd pojawił się tej wielki, brzydki, paskudny, ostry głaz. Centralnie pod moimi nogami, wziął się z nieba! Potknęłam się... robiłam kolano jedno i drugie. Upadając poturbowałam swoje ciało. Nabiłam sobie wszędzie siniaków. Zanurzyłam się w kałuży swojej własnej krwi. Tak, po prostu odniosłam porażkę.
     Leżę wciąż w tej kałuży własnej moralnej krwi. I co ? I czekam, aż będę miała siłę wstać...

Kim jestem? Jestem PANI L.