Krótki i trochę nie na miejscu wstęp. Mogę tylko powiedzieć, że tak w przenośni obrazuje się moje aktualne życie. Coś mnie natchnęło, by właśnie w taki sposób rozpocząć pisanie mojego nowego bloga. Czuję, że ten rodzaj zajęcia swojego czasu, pomoże mi wypełnić jakże wielką czarną i mroczną dziurę w moim sercu i duszy.
Lecz może od początku. Kim ja w ogóle jestem? Jestem człowiekiem jak każdy inny. Jestem jak Ty, jak tamta dziewczyna i jak tamten chłopak. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Czuję się potrzebna i kochana i chcę się spełniać. Niestety, ale w moje życie wdarło się nieszczęście. Na czym ono polega? Przecież jestem szczęśliwa, kochana i spełniona! Przecież napisałam to parę linijek wcześniej. Czemu sama teraz sobie zaprzeczam? Tak, jestem szczęśliwa, ale szczęście jest przytłumione przez gniew, rozpacz, smutek, niezrozumienie i samotność.
Szłam sobie spokojnie przez moją własną (wydającą się dobrą i szczęśliwą) drogę życia. Byłam tak zapatrzona przed siebie, rozmyślając o planach jakie niesie moja podróż tą drogą, ciesząc się że tu jestem. Aż w końcu niczego nie świadoma, znikąd pojawił się tej wielki, brzydki, paskudny, ostry głaz. Centralnie pod moimi nogami, wziął się z nieba! Potknęłam się... robiłam kolano jedno i drugie. Upadając poturbowałam swoje ciało. Nabiłam sobie wszędzie siniaków. Zanurzyłam się w kałuży swojej własnej krwi. Tak, po prostu odniosłam porażkę.
Leżę wciąż w tej kałuży własnej moralnej krwi. I co ? I czekam, aż będę miała siłę wstać...
Kim jestem? Jestem PANI L.